Michela Murgia, urodzona na Sardynii, włoska pisarka, jest autorką trzech powieści. Jej „Accabadora” była wielokrotnie nagradzana we Włoszech. Zaczynała pisząc bloga.
Femmina accabadora, to sardyński termin określający kobiety, które przeprowadzały eutanazję na osobach w terminalnym stadium choroby, na ich prośbę, lub na prośbę i za zgodą rodziny umierającego. Działalność służebnic śmierci, według Wikipedii ograniczała się do niektórych subregionów Sardynii i najprawdopodobniej działały one jeszcze w latach 20’stych XX wieku. Role służebnic śmierci pełniły najczęściej biedne wdowy, zawsze ubrane na czarno i z zasłoniętą twarzą. Stosowały różne techniki uśmiercania chorych. Jednym z rytuałów towarzyszących temu rodzajowi eutanazji było zabranie z pokoju umierającego wszystkich obrazów przedstawiających świętych katolickich, a także przedmiotów dla niego ważnych. Miało to na celu uczynienie oderwania duszy od ciała łatwiejszym i mniej bolesnym.
„Accabadora…” jest książką, która opowiada historię właśnie takiej wdowy, Bonarii, której narzeczony zginął wiele lat temu na wojnie. Po latach samotności postanawia przyjąć do swojego domu Marię Listru, córkę biednej wdowy. Maria staje się jej Duchową Córką, którą Bonaria wychowuje, karmi, kształci i stara się, by nigdy niczego jej nie zabrakło. Maria nie zdaje sobie sprawy, czym tak naprawdę zajmuje się ta, drobna stara kobieta… do czasu.
Tłumaczenie: Hanna BorkowskaTytuł oryginału: AccabadoraWydawnictwo: Świat KsiążkiData wydania: październik 2012Liczba stron: 192
Wszystko w tej książce ma swoje miejsce, z góry ustalony porządek. Wszystko sprawia, że czytana historia staje się nam bliższa z każdą kolejną stroną. Klimat małej sardyńskiej wioski doskonale uzupełnia pełną magii i skłaniającą do refleksji opowieść. Książka, choć napisana prostym językiem (co dodaje jej tylko mocy oddziaływania, bowiem autorka do perfekcji opanowała sztukę operowania słowem, jako nośnikiem obrazu- pobudza naszą wyobraźnię, skromne opisy robią to za nas, i w tej książce, jest to zdecydowanie wielkim plusem) sprawia, że potrafiłam ją wiele razy odkładać na bok, zanurzać się w myślach, czy po prostu odpocząć od ładunku emocjonalnego, który ta, drobna książeczka, niesie ze sobą. Stałam się zakładniczką tej książki. Słowa wryły się w moją pamięć. Słowa, które raniły i, które sprawiały, że moje myśli stawały się jasne, klarowne.

Moja ocena: 5