Kategoria: Przegląd

Przegląd filmowy #2

Przegląd filmowy, cykl postów przedstawiających w krótkiej formie, refleksje i ogólne wrażenia po seansie. Cykl ten będzie pojawiał się nierównomiernie, ze zmienną częstotliwością.
Za oknem prószy śnieg. Na stoliku obok świeżo zaparzona kawa ze śmietanką. Psotka, nasza mazurska kotka, leniwie przeciąga się na moich kolanach i mruczy. W takiej scenerii idealnie ogląda się filmy z rodziną. Głównie z siostrą. Nadrabianie zaległości filmowych to chyba jedno z najlepszych zajęć podczas walki z grypą. Ciepły kocyk i obrazy płynące z ekranu komputera. A jakie są Wasze najlepsze sposoby na chorobową nudę i bezczynność? :)
W dzisiejszym zestawieniu różnorodność. Mamy tutaj i fantastykę, adaptacje książek, filmy biograficzne, komedie romantyczną, dramaty obyczajowe… dla każdego coś miłego :)
 Kwiat granatu, reż. Siergiej Paradżanow (1968) 
Rosyjski film, wielokrotnie cenzurowany, muzyczny, opowiadający o życiu i twórczości XVIII-wiecznego ormiańskiego poety Harutiuna Sajadiana, znanego również jako Sajat-Nowa. Zaliczany do filmów awangardowych, odświeżony, jeśli mnie pamięć nie myli, w 1997 roku przez znaną grupę muzyczną Juno. Sekwencje ujęć, napakowano niesamowitą symboliką. Genialne scenografie, kostiumy, idealne przedstawienie żywota nie tylko samego poety, ale i ludności ormiańskiej. Coś całkowicie nowatorskiego, w moim odczuciu, nawet i teraz. Doskonała muzyka Juno, dodająca głębi przekazowi filmu. Kino dla smakoszy, wysublimowane i eteryczne. Godne polecenia, niezwykłe, estetyczne przeżycia gwarantowane.

 The Social Network, reż. David Fincher (2010) 
Wielu z Was już zapewne widziało ten oscarowy obraz. Ja w dobie nadrabiania również filmowych zaległości, wygrzebałam ten film z listy „koniecznie obejrzeć”. Nawet nie wiem kiedy minęły te dwie godziny. Introwertyczny, niesamowicie inteligentny twórca facebooka, Mark Zuckerberg (genialnie zagrany przez Jessiego Eisenberga) zdobył moje serduszko. Nie jest to zwykła filmowa biografia, jest w niej głębszy przekaz. Każdemu zdarza się popełniać błędy, niektórzy te błędy popełniają zbyt często, płacąc za to słoną karę… Wzrusza, bawi i jest odrobinę, w moim odczuciu, ironiczny. Myślę, że to mądre kino, z genialnym scenariuszem i obsadą. Godne polecenia, każdemu, nie tylko ze względu na postać twórcy facebook’owego imperium.
 Hobbit: Pustkowie Smauga, reż. Peter Jackson (2013)
Nie od dziś wiadomo, że jestem fanką prozy Tolkiena, a wszelkie adaptacje spod skrzydła reżysera oglądam z zapartym tchem. Czekałam na tę część z niecierpliwością od wyjścia z kina w tamtym roku, po obejrzeniu części pierwszej. Byłam zachwycona. Tym razem nie mogło być inaczej. Choć już nie z taką ilością humoru, bardziej mrocznie. Kocham Śródziemie, kocham hobbitów, elfy i krasnoludy. Peter Jackson chyba najlepiej czuje się tworząc te fantastyczne, wysmakowane i wzruszające baśnie. I naprawdę genialnie mu to wychodzi. Uwielbiam obsadę aktorską i nawet wątki, które zostały dodane do obydwu części nie rażą tak, jak się obawiałam, że będą. Doskonałe połączenie muzyki, efektów specjalnych, gry aktorskiej i scenografii. Zachwyca.


 Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom, reż. Wes Anderson (2012) 

Przenosimy się w lata 60. XX wieku do, zdawałoby się zwyczajnej, amerykańskiej rodziny. Dwójka nastolatków (córka, owej rodziny, Suzy i Sam, chłopak spędzający wakacje na obozie harcerski nieopodal) zakochuje się w sobie, pisze listy i postanawia w końcu, wbrew wszelkim zakazom i regułom, uciec i żyć pełnią swojej młodej miłości… Niesamowita, sympatyczna historia. Genialne zdjęcia, dom Bishopów pokazany jest jak domek dla lalek, doskonała gra aktorska gwiazd kina: Willisa, Northona… Doskonały scenariusz dopełnia całości. To jeden z tych filmów, który zachwyca od pierwszej minuty. Wszystko doskonale ze sobą współgra, tworząc ciekawą, nie banalną opowieść. Godny polecenia.
Mebelki, reż. Lena Dunham (2010)
Autoski film Leny Dunham chciałam zobaczyć od czasu kiedy obejrzałam dwa sezony serialu tej reżyserki, Girls. Filmy, jak i sam serial, są dosyć charakterystyczne. Przypominają mi w swojej pozornej lekkości i charakterystycznych dialogach, filmy Allena – ale, zaznaczam, w całkiem innym klimacie. Jest w tym filmie coś, co ciekawi, ale i potrafi wprawić człowieka w zakłopotanie: czy naprawdę nasze światy zaczynają przypominać slajdy wypełnione spontanicznymi decyzjami, doświadczeniami seksualnymi odbywającymi się gdzie bądź, albo wszędobylskim zniechęceniem i brakiem perspektyw dla młodych ludzi? O tym opowiada film, o szarej codzienności kobiety, która skończywszy studia, nie ma pojęcia co dalej ze swoim życiem zrobić. Wraca do domu i popada w coraz większe przygnębienie. Brak pracy. Brak możliwości rozwoju. Życiowy, ale nie do końca treściwy film, w typowym dla panny Dunham stylu na pograniczu sarkazmu i lekkiej komedii.
Miłość i inne używki, reż. Edward Zwick (2010)
Byłam przygotowana na głupiutką komedię romantyczną (zresztą sam początek filmu utwierdził mnie w tym przekonaniu dosyć dobitnie), a zaserwowano mi całkiem mądry, wzruszający film z cudowną (jak zawsze) Anne Hathaway. Historia Maggie i sprzedawcy Viagry, Jamiego (granego przez Jake’a Gyllenhaala). Historia chorej na Parkinsona dziewczyny. Okraszona lekkim humorem i dozą prawdziwości. Urzekła mnie postać Maggie, artystki, próbującej poradzić sobie z rzeczywistością, która potrafi dokopać. Może nie jest to film wyższych lotów, odkrywczy, ale potrafi wywołać uśmiech i szczere wzruszenie. Lekko przewidywalny, pozornie pozbawiony ciężkości. Spodobał mi się i polecam na te zimowe wieczoru każdemu. Lubię takie niespodzianki.
Intruz, reż. Andrew Niccol (2013) na podstawie powieści Stephenie Meyer
Zaznaczę od razu, że nie czytałam powieści. Obejrzałam film ze względu na postać Saoirse Ronan, którą bardzo lubię z wielu ról (m.in. w Byzantium, o którym pisałam tutaj). Ciekawa, choć dziwna fabuła filmu niezbyt przypadła mi do gustu. Scenariusz, poniekąd dobrze znany z wielu filmów sci-fi, najazd obcych przybyszów, rasa ludzka niemalże doszczętnie wyniszczona. Obce formy życia zasiedlają ludzkie ciała, próbując zniszczyć dusze swoich dawców. Nie zawsze jest to proste i przyjemne, o czym dowiedziała się Wanda, zamieszkała w ciele Melanie. Wanda z czasem postanawia pomóc Melanie odnaleźć bliskie jej osoby, gdy tam dociera, niewielu z nich wie, że nie zawsze dusza dawcy ciała umiera od razu…
Typowa historia dla młodzieży. Bawi, wzrusza troszeczkę, dostarcza dreszczyku napięcia, ale za dużo nie wnosi do życia widza. Film na raz.
Poradnik pozytywnego myślenia, reż. David O. Russell (2012) na podstawie powieści Matthew Quick’a
Kolejny oscarowy film, kolejna adaptacja książki, ale jakże inna, jakże ciekawa historia! Pat, były nauczyciel, po ośmiu miesiącach terapii wraca do swojego dawnego życia. Próbuje poradzić sobie z otaczającym go światem i emocjami, które w dalszym ciągu go prześladują. Pragnie powrotu swojej byłej żony. Na jego drodze pojawia się jednak ktoś zupełnie inny, Tiffany. Odmienia jego życie i sprawia, że zapomina o wszystkich myślach, oddając się pasji, którą go zaraziła: tańcowi. Bardzo ciekawa, lekka ale i wypełniona mądrością komedia. Wzrusza, bawi, a to wszystko za sprawą genialnego scenariusza i odtwórców głównych ról, Bradley’a Coopera i Jennifer Lawrence, którzy skradli moje serce. Kto jeszcze nie miał okazji zapoznać się z tym filmem, polecam z głębin mojego serduszka. Nie zawiedziecie się :) A mnie pozostało tylko zaopatrzyć się w książkę :)
A Wy, jakie filmy polecacie na długie, zimowe wieczory (niekoniecznie te spędzone w łóżku z gorączką ;p)? :)

Przegląd filmowy #1

Przegląd filmowy, cykl postów przedstawiających w krótkiej formie, refleksje i ogólne wrażenia po seansie. Cykl ten będzie pojawiał się nierównomiernie, ze zmienną częstotliwością.

Kapryśna ta jesień w tym roku. Bardzo deszczowa. Zimna i sprawiająca wrażenie wiecznie naburmuszonej. Sprzyja to jednak wieczorom z książką i filmem. Dzisiaj mam dla Was naprawdę niezły rozrzut gatunkowy. Począwszy o klasyki kina, poprzez horror i sci-fi a skończywszy na adaptacji filmowej. Bez zbędnych i nudnych wstępów, zapraszam na moje dzisiejsze zestawienie:


Gusta zmieniają się z wiekiem, pamiętam jak kiedyś szalałam za wszelkiego maścią filmami, w których krew lała się strugami, a wnętrzności suto zaścielały podłogi. Dzisiaj zamiast porządnego horroru wybrałabym raczej dobrą fantastykę, a na odstresowanie komedię, bądź, paradoksalnie cięższy, ambitniejszy film. Nie lubię zamykać siebie w szufladkach gatunkowych, stąd – tak jak z książkami, czasem sięgam po pozycje zasadniczo nie w moim guście. Nie przymuszam się, czasem po prostu lubię takie urozmaicenie.

„Książę i aktoreczka” (1957), reż. Laurence Olivier
Jest to jeden z wielu, ale jeśli dobrze pamiętam ostatni film Marilyn Monroe. Zagrała tutaj u boku samego reżysera, aktora teatralnego Laurence’a Oliviera. (Ci z Was, którzy widzieli, bądź czytali „Mój tydzień z Marilyn” będą kojarzyć, o jakim filmie właśnie piszę) Rok 1911, książę małego, fikcyjnego państewka postanawia uwieść młodą amerykańską aktorkę. Fabuła nie jest skomplikowana, w końcu powstała na podstawie sztuki teatralnej. Nikogo nie zdziwi gdy napiszę, że Marilyn w tym filmie bije wszystkich na głowę. Jest świeża w udawaniu lekko głupiutkiej aktoreczki. Piękna. Film nie posiada jakiejś większej głębi, nie niesie większego przesłania, jest prostą rozrywką z piękną scenografią i świetną obsadą aktorką. Teraz się już tak nie gra… Wszystko dopracowane do ostatniego detalu, czasem przerysowane z premedytacją.
Od dziecka kocham się w starym kinie, dlatego i ten film przypadł mi do gustu. Nie stał się ulubionym, z oczywistych powodów, ale sprawił, że naprawdę dobrze się bawiłam.

▲ Moja ocena: 4 

„Opętani” (2010), reż. Breck Eisner
Na ten film skusili mnie (choć broniłam się zażarcie :D) moi przyjaciele. Mamy tutaj do czynienia z małym amerykańskim miasteczkiem, gdzie zaczynają wariować ludzie. Ze spokojnych, zwykłych obywateli zamieniają się w rządnych krwi morderców. Z czasem wychodzi na jaw, że to nie przypadek, a główni nasi bohaterowie: lekarka grana przez Christie Lynn Smith oraz jej mąż, szeryf (Timothy Olyphant) muszą ratować swoje życie. 

Trzyma w napięciu, to fakt, nie można mu też niczego odjąć za samą koncepcję fabularną, ale, jak do licha, kobieta w ciąży (główna bohaterka-lekarka) po tak wielu traumatycznych, wstrząsających i pełnych napięcia zdarzeniach, nie straciła tego dziecka? Wątpię, by takie miejsce miałoby w rzeczywistości. Zaskakująca końcówka na plus. 
Tak naprawdę, więcej się naśmiałam na tym filmie, niż na bałam. Nie polecam, chyba że ktoś pasjonuje się horrorami wszelakimi i za punkt honoru powziął obejrzenie każdy rodzaj. Proszę tylko nie nastawiać się na zbyt wiele ;)

▲ Moja ocena: 3- 


„Outlander” (2008), reż. Howard McCain
Kolejny film obejrzany z przyjacielem. Jest to jeden z jego ulubionych filmów. Zaciekawił mnie fabułą. Norwegia, rok bodajże 720 n. e. Na ziemię trafia Kainan (Jim Caviezel), jego uszkodzony statek rozbija się pośród fiordów. On sam, nauczywszy się wszystkiego o Ziemi, wyrusza na polowanie. Odkrywa ze strachem, że nie był jedynym, który przeżył katastrofę statku… 
Film może nie zachwyca realistycznymi efektami specjalnymi, ale fabułą, grą aktorską wynagradza te niedogodności. Podobają mi się realia, które zostały oddane: życie Wikingów w ich osadach. Piękna scenografia. Przyjemnie ogląda się filmy, które mają tak dopasowanych aktorów do postaci, a scenografie są naprawdę porządne. Tęskniłam za naprawdę dobrym, trzymającym w napięciu kinie Sci-Fi, już dawno nie oglądałam czegoś równie dobrego. Czegoś głębszego, czegoś co jest połączeniem ukochanego gatunku (sci-fi/fantasy) z przygodowością i nutką romansu.
Polecam, chociażby, by z czystej ciekawości (nie zrażając się notom na filmwebie!) przyjrzeć się temu filmowi.

▲ Moja ocena: 4+ 

„Wielki Gatsby” (2013), reż. Baz Luhrmann
Pewnie większość z Was widziała ten film, była w kinie, bądź, chociażby czytała książkę, która zaliczana jest do klasyki literatury światowej. Przyznam się szczerze, książki jeszcze nie czytałam, ale od wielu lat na nią poluję i jakoś zawsze nam nie po drodze. Film… Film opowiada historię nietuzinkową, Jay Gatsby, milioner, rozświetla Nowy Jork swoimi wykwintnymi, pełnymi splendoru i przepychu przyjęciami. Jest rok 1922. Tajemniczy Gatsby, którego prawie nikt na oczy nie widział, rzadko zjawia się na swoich przyjęciach. Czeka na kogoś wyjątkowego…
Nie sądziłam, że będę tak zachwycona tym filmem: nie tyle historią, co wizją jaką miał reżyser na tą historię. Jestem zakochana w kadrach, lekko bajkowych, pełnych nostalgii ujęciach. Zachwycona doskonałymi grami aktorskimi, zwłaszcza Leonardo DiCaprio podbił moje serce wcielając się w Gatsby’ego. Dla mnie jest idealny, jakby stworzony do tej roli. Niesamowite, patrzyłam na ekran i nie mogłam uwierzyć, jak ten człowiek jest niesamowicie utalentowany… 
Historia obleczona w cekiny, gustowne fraki, szampan lejący się litrami… to nie jest radosna historia, na której ciągle się śmiejemy. Jest to historia z morałem. Historia miłości, która najprawdopodobniej nigdy nie powinna zaistnieć… Mądry, niekiedy cyniczny. Doskonały.

▲ Moja ocena: 6

Oglądaliście któryś z wymienionych filmów? Co sądzicie? :)



Prasówka, czyli przegląd czytanej prasy #6

Cykl ten, dość krótki ma za zadanie przybliżyć czytelnikowi magazyny i czasopisma, w których się zaczytuję i, które mnie inspirują.

Posty na temat czasopism zostały podzielone na kilka części, zdjęcia numerów nie odpowiadają miesiącowi bieżącemu (wybrałam losowe pozycje); w zestawieniu nie pojawiają się „Nowa Fantastyka” oraz „Zwierciadło”, bo o nich już pisałam/piszę nadal.


Nastał czas, by powrócić w to wrześniowe popołudnie, do mojego krótkiego cyklu czytelniczego. Tym razem z czystą przyjemnością, pragnę opowiedzieć Wam o jednym z moich ulubionych czasopism tematycznych:


„Burda”, jak zapewne wiecie, istnieje na polskim rynku już od 1949 roku. Czasopismo to stało się jednym z najpoczytniejszych czasopism traktujących na takie tematy jak szycie, przeróbka danego ubioru itp. Teraz ten magazyn ukazuje się z mniejszą częstotliwością, ale kto w dobie sieciówek i ubrań jednego sezonu szyje coś samemu? Smutne, lecz prawdziwe.

Dlaczego lubię „Burdę”? Dzięki niej można nabrać pewności w szyciu i nauczyć się znacznie więcej samemu: kroje, które znajdują się w tym magazynie, podzielone są na skale trudności: każdy znajdzie coś dla siebie. Lubię ją również za to, że nie dyskryminuje kobiet o większych rozmiarach niż 38, każda z nas znajdzie coś dla siebie. Czy jest coś przyjemniejszego niż doskonale dopasowana do naszej figury sukienka, w której czujemy się niesamowicie i w dodatku stworzyłyśmy ją same, pracą naszych rąk? :D

„Burda” czaruje mnie co numer, nawet ja, dwudziestoczterolatka znajdę w niej coś, super modnego w danym sezonie, co zachwyci mnie i wprawi w stan euforii znany każdej kobiecie. Piękne zdjęcia, doskonałe porady krawieckie, ciekawe pomysły przeróbkowe czy handmade’owe…

Zresztą, zobaczcie sami:

Znacie? Czytacie? Szyjecie?
Inne posty w tym cyklu:

Jesienne propozycje filmowe

Uwielbiam zasiadać jesiennymi wieczorami, w gronie przyjaciół i cieszyć oczy, uszy doskonałymi filmowymi obrazami i dźwiękami. Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam cztery filmy, które w sposób niesamowity wywarły na mnie wrażenie: niektóre w mniejszym, niektóre w większym stopniu… idealne na deszczowe, zimne wieczory.

„Wielkie Nadzieje” (2012), reż. Mike Newell

Podobno jest to adaptacja najbardziej oddająca prozę Dickensa. Podobno takie adaptacje udają się rzadko… Niemniej ten film jest jednym z najlepszych jakie widziałam do tej pory. Doskonale zagrane role (i dobrane!), świetny scenariusz, muzyka i zdjęcia. Ponadto: powieści Dickensa chyba nie trzeba przedstawiać, sama w sobie jest perełką, a film, który nie jest luźną interpretacją, a doskonałą adaptacją takiej perły… Zachwycająca Helena Bonham Carter, doskonała scenografia i kostiumy. Już dawno, naprawdę dawno nie byłam tak wizualnie zauroczona obrazem, który widzę na ekranie. Dziwią mnie oceny na filmwebie, jedyne 6,3/10. Nie wiem czym ten obraz zasłużył sobie na tak niskie loty… niezrozumieniem? W każdym razie, jeden z tych filmów, po który pragnie się sięgać częściej, poznając go niemalże na pamięć.

▲ Moja ocena: 6/6 


„Now Is Good”(2012), reż. Ol Parker

Prawdą jest, że w ostatnim czasie coraz częściej porusza się kwestie związane ze zdrowiem lub, kiedyś uznawane za temat tabu, nieuleczalne choroby. „Now Is Good” nie odbiega od tego schematu. Główna bohaterka, grana przez znakomitą w każdym filmie Dakotę Fanning, musi zmierzyć się z chorobą, która wymyka się spod kontroli. Nie jest to jednak melodramatyczna opowiastka ze wzruszającym zakończeniem. Nazwałabym ten film czymś pomiędzy dramatem a romansem. Duży nacisk, bowiem położony jest na relacji głównych bohaterów. Ogromnym plusem jest nastawienie chorej dziewczyny: brak zamykania się w sobie, pragnienie wypełnienia wszystkich marzeń etc. Jednak, gdybym miała zrobić listę najlepszych filmów o tej tematyce, „Now Is Good” raczej by się tam nie znalazł. Mimo ciężkiego emocjonalnie tematu, jest w tym filmie jakaś płycizna.
Niemniej, dla osób pragnących dawki emocji, podanych w smaczny sposób, film jak znalazł.

▲ Moja ocena: 3+/4= 

„Ginger & Rosa”(2012), reż. Sally Potter
Jest to trudna historia. Emocjonalnie ciężka do udźwignięcia, wrzynająca się w skórę i przyprawiająca o dreszcze. Skomplikowana, piękna w kompozycji obrazów i charakterów. Dwie przyjaciółki, Ginger i Rosa znają się od niemowlaka. Spędzają ze sobą każdy wolny czas, próbują nowych, czasem zakazanych dla nich rzeczy. Pewnego dnia, tajemnica Rosy zostaje wyjawniona… i już nic nie jest takie samo.
Bardzo dobrze budowane napięcie, niespieszne, wysmakowane obrazowo, doskonale dobrana sceneria do lat, w których jest osadzona fabuła, rok 1962, Londyn. Jestem zachwycona grą aktorską Elle Fanning i Kayi Scodelario, niezwykle utalentowane i bardzo realistyczne w swoich rolach.
„Ginger & Rosa” to nie tylko film o problemach nastoletnich dziewczyn, ale też o wpływie na nie społeczeństwa, rodzin… i o chęci poznania. Chęci bycia zauważonym. O niemym krzyku, który doprowadza do tragedii…

▲ Moja ocena: 4+ 


„Nie opuszczaj mnie”(2010), reż. Mark Romanek
Kawałek już czasu temu czytałam książkę, na podstawie której powstał ten film. Pamiętam, jakie silne wywarła na mnie wrażenie – do dziś dzień autor powieści, Kazuo Ishiguro jest moim jednym z ulubionych pisarzy. Podeszłam do adaptacji z dużym dystansem. Szczerze powiedziawszy, bałam się jej.
Kathy, Ruth i Tommy są przyjaciółmi w szkole, która przygotowuje żyjących tam ludzi do zostania dawcami. Dawcami organów. Historia wypełniona jest wszechobecną klęską. Antyutopia, jak się patrzy. Film do końca tego nie oddaje. Widz jest w pewnym stopniu zdezorientowany. Sielankowe obrazy, kontrastują z emocjonalnym obciążeniem, to jest główna zaleta tego filmu. Strasznie nie podobała mi się Keira Knightley, nie jestem uprzedzona do tej aktorki, ale w tym filmie wydawała mi się strasznie sztuczna. Zachwyciła mnie natomiast Carey Mulligan, niesamowicie autentyczna.
Film potrafi zachwycić, zwłaszcza jeśli nie porównuje się go z książką, potrafi wprawić w zadumę i skłonić do refleksji. Takie filmy uwielbiam.

▲ Moja ocena: 5


Oglądaliście? Co sądzicie?